Co tu się dzieje?
W życiu nie zawsze się wygrywa.
Czasem źle oszacujesz liczbę promotorów klubów ze striptizem, którzy zaczepią Cię na krakowskim Rynku i w konsekwencji na miesiąc przechodzisz na wegańską dietę.
To się zdarza.
A przynajmniej zdarzyło się mi - wielkiemu miłośnikowi mięsa, który przez przegrany zakład musi czasowo zrezygnować z produktów odzwierzęcych.
To będzie trudne zadanie. Ciężko mi odnaleźć w pamięci dzień, w którym mógłbym powiedzieć - „o, dzisiaj jadłem wegańsko”, a za kilka dni będę musiał wkroczyć na zupełnie nowe mi kulinarne szlaki, o których nie mam pojęcia.
Jeśli chcecie - zapraszam do relacji z tej nierównej walki człowieka z warzywami.
Na koniec wstępu dodam, że jestem osobą, która nie zagląda ludziom do talerza i bardzo nie lubi kulinarnych ekstremistów - zarówno od zielonej, jak i czerwonej strony.
Jednak bardziej irytują mnie wojujący weganie i wegetarianie, którzy często próbują wcisnąć w swoją argumentację kwestie moralne.
Mój moralny kompas nie widzi nic złego w zjedzeniu krówki, świnki czy konika i nie lubię jak ktoś próbuje mnie przekonać, że powinienem.
To nie będzie prześmiewczy blog, w którym będę cisnął bekę z wegan. To raczej miejsce gdzie zagubiony człowiek będzie się uczył jeść i gotować na nowo.
Dodaj komentarz