Król nocy
Oczywiście w pożegnaniach musiał znaleźć się król nocy, zapychacz zalanego żołądka i nocne czekadełko przystankowe - kebab.
Popularność tego dania mnie przeraża i wolałbym mieć nad ranem dostępne inne opcje żywnościowe.
Ale kto choć raz po trzeciej w nocy nie wsunął buły / zawijasa z mięsem, warzywami i sosami - niech pierwszy rzuci kabaczkiem.
Znalezienie lokalu, który serwuje kebsa smacznie i zdrowo jest ciężkie, a zwykle decyzja o nocnym staniu przed budą z mięchem jest błędem. Część z Was zna moją historię z tortillą z pewnego lokalu U Spowinowaconego Członka Rodziny (dalej Cię nienawidzę, koszmarna sieciówko!). Ci którzy nie znają - mogą teraz odetchnąć z ulgą, nie będę jej opowiadał.
Ale czasem trzeba wybrać mniejsze zło. U mnie tym wyborem jest od jakiegoś czasu Kebab Alibaba - znajdujący się na rogu Karmelickiej i Rajskiej.
I muszę przyznać, że jest całkiem dobry.
Określenie "całkiem dobry" powinno być zresztą uznane za maksymalnie dobrą ocenę dla jedzenia skierowanego do pijanych ludzi nad ranem.
Alibaba ma całkiem smaczne mięso, chrupiący, inny niż w reszcie mu podobnych lokali chlebek i bardzo konkurencyjne ceny.
Kiedy pierwszy raz poprosiłem o "mega rollo" (cena: 15 złotych) i zobaczyłem potwora ze zdjęć o długości łokcia wydukałem prośbę o zapakowanie go na wynos i na dwa razy zjadłem w domu.
Dzisiaj dla odmiany (na potrzeby fanpage i zbliżającego się szybkimi krokami wyzwania) poprosiłem o wersję z samym mięsem i sosami (20 złotych) i chyba już się z niczym innym dziś nie pożegnam...
Czy będzie mi brakować kebabów?
Mam nadzieję, że nie. I chyba zacznę ze sobą nosić specjalne ponajebkowe posiłki, żeby być przygotowanym jeśli pojawi się nocna gastrofaza.